|
Twoja droga... "Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku." Prz. 3:5 |
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pon 15:31, 03 Kwi 2006 Temat postu: Markiz De Sade, dialog |
|
|
Chciałbym przedstawić Wam dzieło Markiza De Sade, konkretnie "Dialog między Księdzem a Umierającym". Długa lektura, ale mam nadzieję, że nie sprawi trudności. Chciałbym, abyście po przeczytaniu wypowiedzieli swoje zdanie na temat dialogu.
KSIĄDZ: W obliczu tej ostatniej godziny, kiedy maska ułudy pęka po to jedynie, aby ukazać sprowadzonemu na złą drogę człowiekowi okrutny obraz jego błędów i występków, czy żałujesz, mój synu, że wiedziony ludzką słabością i ułomnością dałeś się wielekroć ponieść rozwiązłości?
UMIERAJĄCY: Tak, przyjacielu, żałuję.
KSIĄDZ: Skorzystaj więc w tym krótkim czasie, jaki ci pozostał, z tej szczęśliwej okazji do skruchy, by dostąpić od nieba absolucji zupełnej za twe grzechy i pamiętaj, że tylko przez rozpamiętywanie przenajświętszego sakramentu pokuty dane ci będzie otrzymać ją od Wiekuistego.
UMIERAJĄCY: Nie rozumiem cię, tak jak i ty mnie nie zrozumiałeś.
KSIĄDZ: Jakże to?
UMIERAJĄCY: Powiedziałem ci, że żałuję.
KSIĄDZ: Słyszałem.
UMIERAJĄCY: Tak, lecz nie zrozumiałeś.
KSIĄDZ: A to jak wytłumaczyć?...
UMIERAJĄCY: Tak oto... Natura obdarzyła mnie nader porywczymi upodobaniami i gwałtownymi namiętnościami; znalazłem się na tym świecie wyłącznie po to, by im się poddać i zaspokoić je. A ponieważ ów skutek stworzenia mnie jest tylko koniecznością tyczącą pierwotnych zamysłów natury, lub, jeśli wolisz, pochodną niezbędną do jej planów wobec mnie, które wszystkie biorą początek z jej praw - tego tylko żałuję, że nie dość przejrzałem jej wszechmoc i me jedyne wyrzuty sumienia skupiają się na miernym użytku, jaki uczyniłem z sił (zbrodniczych, według ciebie, według mnie zaś całkiem zwyczajnych), którymi obdarzyła mnie ona, bym jej służył. Niekiedy opierałem się jej i żałuję tego; zaślepiony twymi niedorzecznymi systemami, zwalczałem w ich imię całą gwałtowność żądz, danych mi przez o wiele bardziej boskie natchnienie -- i żałuję tego, bo miast zebrać obfitość owoców, wąchałem jedynie kwiatki... Oto prawdziwe powodu mego żalu; miej dla mnie dość szacunku, by nie oczekiwać innych.
KSIĄDZ: Gdzież wpędzają się cię twe błędy, dokąd prowadzą twe sofizmaty! Rzeczy stworzonej przypisujesz całą potęgę stwórcy, nie pojmujesz, że owe nieszczęsne skłonności, jakie cię omamiły, są jedynie skutkiem zdeprawowanej natury, którą ty uznajesz za wszechmocną.
UMIERAJĄCY: Zdaje mi się, przyjacielu, że twoja dialektyka jest równie fałszywa jak twój umysł. Myśl rozsądniej, albo daj mi umrzeć w spokoju. Co rozumiesz przez stwórcę, a co przez zdeprawowaną naturę?
KSIĄDZ: Stwórca to pan wszechświata, to on wszystko sprawił, wszystko stworzył, to on zachowuje wszystko prostym skutkiem swej wszechmocy.
UMIERAJĄCY: To doprawdy wielki człowiek! Powiedz mi zatem, dlaczego ów człek tak potężny stworzył jednakże, jak powiadasz, naturę zdeprawowaną?
KSIĄDZ: Czymże zasłużyliby sobie ludzie, gdyby Bóg nie obdarzył ich wolną wolą? I jakiż dobry uczynek mieliby z korzystania z niej, gdyby nie istniała na ziemi możliwość czynienia dobra i unikania zła?
UMIERAJĄCY: Tak więc twój Bóg był łaskaw stworzyć wszystko na opak po to jedynie, by kusić i wystawiać na próbę swoje dziecię: czyżby więc nie znał go, nie spodziewał się, jaki będzie skutek?
KSIĄDZ: Znał je, bez wątpienia, lecz powtarzam raz jeszcze, chciał pozostawić mu zasługę wyboru. UMIERAJĄCY Po co, skoro wiedział, czyją weźmie stronę? A tylko od niego zależało - ponieważ nazywasz go wszechmocnym - tylko od niego, powiadam, zależało, aby kazać mu opowiedzieć się za dobrem.
KSIĄDZ: Któż zdoła ogarnąć ogrom i nieskończoność zamysłów Boga wobec człowieka, któż zdoła zrozumieć to wszystko, co widzimy?
UMIERAJĄCY: Ten, przyjacielu, kto upraszcza rzeczy, ten nade wszystko, kto nie mnoży przyczyn dla większego zagmatwania skutków. Po cóż ci kolejna trudność, jeśli nie umiesz rozwikłać pierwszej? Skoro możliwe jest, że natura sama jedna stworzyła to, co ty przypisujesz swemu bogu, po co chcesz dać jej pana? Przyczyną twego niezrozumienia jest być może rzecz najprostsza na świecie: doskonal swą znajomość fizyki, a lepiej zrozumiesz naturę; oczyść rozum, porzuć swe przesądy, a nie będziesz już więcej potrzebować swego boga.
KSIĄDZ: Nieszczęsny, sądziłem, żeś tylko socynian i miałem oręż, by cię pokonać. Widzę jednak, żeś jest ateuszem i skoro twe serce opiera się ogromowi prawdziwych dowodów na istnienie stwórcy, jakie otrzymujemy co dnia, nie mam ci już nic do powiedzenia. Ślepcowi wzroku przywrócić się nie da.
UMIERAJĄCY: Przyjacielu, przyznaj jedno: że spośród dwojga z pewnością większym ślepcem musi być ten raczej, co nakłada sobie przepaskę na oczy niźli ten, co ją zdziera. Ty budujesz, wymyślasz, mnożysz: ja burzę i upraszczam. Ty dodajesz błąd do błędu: ja zbijam je wszystkie. Który z nas dwojga jest ślepcem?
KSIĄDZ: Nie wierzysz więc wcale w Boga?
UMIERAJĄCY: Nie. A to z bardzo prostej przyczyny: ponieważ oczywistą niemożliwością jest wierzyć w coś, czego się nie rozumie. Pomiędzy zrozumieniem a wiarą winien istnieć bezpośredni związek; zrozumienie jest dla wiary strawą podstawową. Gdzie nie ma zrozumienia, tam wiara jest martwa i w takim przypadku ci, co utrzymują, że rozumieją, są oszustami. Idę o zakład, że ty sam nie wierzysz w boga, którego mi głosisz, ponieważ nie możesz mi go dowieść, nie jesteś w mocy go opisać, a przeto go nie rozumiesz; skoro go nie rozumiesz, nie możesz mi dostarczyć na jego temat żadnego racjonalnego argumentu, słowem -- wszystko, co wykracza poza granice ludzkiego umysłu, jest już to urojone, już to zbędne. Ponieważ twój bóg może być tylko jednym albo drugim, w pierwszym przypadku byłbym szaleńcem, wierząc weń, w drugim zaś -- głupcem. Przyjacielu, udowodnij mi bezruch materii, a zgodzę się na twego boga; udowodnij, że natura wystarcza sobie samej, a uznam, że możesz zakładać istnieje jej pana. Prędzej nie oczekuj ode mnie niczego. Uznaję tylko oczywistość, a tę dobieram jedynie dzięki mym zmysłom; tam, gdzie kończą się zmysły, moja wiara jest bezsilna. Wierzę, że istnieje słońce, ponieważ je widzę. Pojmuję je jako centrum, w którym zbiera się cała zapalna materia natury. Odpowiada mi jego cykliczny bieg i nie zadziwia mnie on; jest to proces fizyczny, być może równie prosty jak elektryczność, lecz nie nam dane go zrozumieć. Po cóż mam zmierzać dalej? Kiedy nad tym wszystkim ty postawisz mi swego boga, czy posunę się przez to naprzód? Czy nie będę musiał włożyć tyle samo wysiłku w zrozumienie stwórcy, co w opisanie jego dzieła? Przeto tworząc swe urojenia, nie wyrządziłeś mi żadnej przysługi, nie oświeciłeś mego umysłu, lecz zmąciłeś go i miast wdzięczności, winien ci jestem nienawiść. Twój bóg to maszyna; stworzyłeś ją, by służyła twym namiętnościom i to one wprawiły ją w ruch; lecz skoro krępuje ona moje namiętności, nie dziw się, że ją odrzuciłem. I w chwili, kiedy moja słaba dusza potrzebuje spokoju i filozofii, nie przychodź jej straszyć swoimi sofizmatami, które prędzej napełnią ją przerażeniem niż przekonają, prędzej rozdrażnią ją niż zbudują. Owa dusza, mój przyjacielu, jest taka, jaką upodobała ją sobie natura, to znaczy jest efektem organów, które spodobało się jej wykształcić we mnie z racji swych zamierzeń i potrzeb; a ponieważ jednakowo potrzeba jej cnót i występków, skoro spodobało jej się skłonić mnie ku jednym -- uczyniła to, jeśli zaś pragnęła drugich - zbudziła we mnie żądze, a ja poddałem się im mimo wszystko. Tylko w prawach natury szukaj jedynej przyczyny naszej ludzkiej niestałości, a dla jej praw nie szukaj innych zasad jak jej pragnienia i potrzeby.
KSIĄDZ: Tak więc wszystko na świecie jest konieczne?
UMIERAJĄCY: Niewątpliwie.
KSIĄDZ: Jeśli jednak wszystko jest konieczne, wszystko jest też uporządkowane.
UMIERAJĄCY: A któż ci mówi, że nie jest?
KSIĄDZ: Ale kto, jeśli nie jakaś wszechmocna i skończenie mądra ręka, potrafi uporządkować wszystko tak, jak jest?
UMIERAJĄCY: Czy nie musi zapalić się proch, gdy przyłożyć doń ogień?
KSIĄDZ: Tak.
UMIERAJĄCY: Dostrzegasz w tym jaką mądrość?
KSIĄDZ: Żadnej.
UMIERAJĄCY: Zatem mogą istnieć rzeczy konieczne bez mądrości, a przeto możliwe, że wszystko pochodzi od pierwszej przyczyny, w której nie ma ani rozumu, ani mądrości.
KSIĄDZ: Dokąd zmierzasz?
UMIERAJĄCY: Chcę ci udowodnić, że wszystko może być tym, czym jest i takim, jakim je widzisz, i nie stoi za tym żadna mądra ani rozumna przyczyna; że naturalne skutki mają swoje naturalne przyczyny, bez potrzeby zakładania dla nich przyczyn naturze przeciwnych, takich jak twój bóg, który - jak już ci mówiłem - miast dostarczyć wyjaśnień, sam ich potrzebuje; że skoro nic mi po twoim bogu, jest on przeto absolutnie zbędny; i wreszcie, że istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że to, co jest zbędne, jest niczym, a to, co jest niczym, nie jest bytem. Toteż aby przekonać się, że twój bóg jest urojeniem, nie trzeba mi żadnego innego rozumowania jak takie, które dostarcza mi pewności, że jest on zbędny.
KSIĄDZ: Skoro sprawy tak się mają, nie sądzę, bym musiał ci jeszcze mówić o religii.
UMIERAJĄCY: Dlaczegóżby nie? To bardzo zabawne, do czego doprowadzili ludzie fanatyzm i głupotę w kwestii religii. Według mnie, to owe niebywałe wybryki sprawiają, że obraz ten, choć okropny, jest ciągle zajmujący. Odpowiedz szczerze, a nade wszystko wyzbądź się egoizmu: gdybym był na tyle słaby, by dać się nabrać na twe śmieszne systemy o istnieniu baśniowej istoty, która wymaga religii, to w jakiej formie miałbym, według ciebie, oddawać jej cześć? Chciałbyś, abym przyjął majaczenia Konfucjusza czy też niedorzeczności Brahmy? Mam wielbić wielkiego węża Murzynów, słońce Inków czy boga zastępów Mojżesza? Do której z sekt Mahometa mam się zwrócić? Albo która z chrześcijańskich herezji byłaby, twoim zdaniem, odpowiednia? Zważ dobrze swą odpowiedź.
KSIĄDZ: Czyż można o niej wątpić?
UMIERAJĄCY: A więc to odpowiedź egoisty.
KSIĄDZ: Nie, dlatego polecam ci moją wiarę, bo kocham ciebie jak siebie samego.
UMIERAJĄCY: I dlatego słucham podobnych bredni, bo kochamy się wzajem bardzo słabo.
KSIĄDZ: Och, któż może zamykać oczy na cuda naszego boskiego odkupiciela!
UMIERAJĄCY: Ten, kto widzi w nim jedynie najzwyklejszego szelmę i pospolitego oszusta.
KSIĄDZ: Boże, ty słyszysz i nie grzmisz!
UMIERAJĄCY: Nie, mój przyjacielu, nic się nie stanie, ponieważ twój bóg, istota bezsilna albo rozumna, albo jaka tam jeszcze chcesz, którą uznaję chwilowo jedynie z pobłażliwości dla ciebie lub, jeśli wolisz, by zrozumieć twe poglądy - twój bóg więc, powiadam, jeśli istnieje, tak jak wierzysz w to obłąkańczo, nie mógł starać się nas przekonać środkami równie śmiesznymi jak wyobraża to sobie twój Jezus.
KSIĄDZ: Coś podobnego! Proroctwa, cuda, męczennicy - to wszystko nie dowody?
UMIERAJĄCY: Jakże chcesz, w zgodzie z logiką, bym mógł przyjąć za dowód coś, co samo w sobie potrzebuje dowodu? Aby proroctwo stało się dowodem, trzeba by mi najpierw upewnić się całkowicie co do jego zaistnienia. Otóż fakt taki został zapisany na kartach historii i dlatego nie może mieć on dla mnie większej wartości niż wszystkie inne fakty historyczne, z których trzy ćwierci jest mocno wątpliwych. Jeśli jeszcze dodam do tego bardziej niż prawdopodobne oznaki, że przekazali mi je jedynie interesowni historycy, to, jak widzisz, mam więcej niż pełne prawo wątpić. A poza tym, któż mi udowodni, że owo proroctwo nie nastąpiło post factum? Że nie było ono rezultatem praktyk najzwyklejszej pod słońcem polityki, takiej, co to szczęśliwe panowanie widzi w rządach sprawiedliwego króla, tak jak mróz dostrzega zimą? A jeśli tak, to jakże chcesz, by tak bardzo potrzebujące udowodnienia proroctwo mogło samo stać się dowodem? Co do twych cudów, to im także nie dam się zwieść. Czynił je każdy szelma, a każdy głupiec w nie wierzył. Aby przekonać się o prawdziwości jakiegoś cudu, musiałbym być pewny, że wydarzenie, które w ten sposób nazywasz, jest absolutnie przeciwnie prawom natury, bo to jedynie może uchodzić za cud, co jest sprzeczne z naturą: a któż zna ją na tyle, by ośmielał się twierdzić, iż w tym dokładnie punkcie kończy się ona i dokładnie w tamtym punkcie coś wykracza poza nią? Dwie tylko rzeczy starczą do uwierzytelnienia rzekomego cudu: kuglarz i baby. To wszystko, nie szukaj dla nich innych źródeł; postępowali tak wszyscy neofici i co dziwniejsze, wszyscy znaleźli głupców, którzy im uwierzyli. Twój Jezus nie dokonał niczego bardziej niezwykłego od Apoloniusza z Tyany, jednakże nikomu nie przyszło do głowy brać tego ostatniego za boga. Co się tyczy twoich męczenników, to są to z całą pewnością najsłabsze spośród wszystkich twoich argumentów. By stać się męczennikiem, trzeba tylko zapału i odporności. A jeśli nawet znajdzie się tyluż męczenników innej sprawy, nie upoważni mnie to nigdy, aby uważać jedną za lepszą od drugiej, przeciwnie -- przyjmę raczej, że obie są żałosne. Och, mój przyjacielu, jeśli prawdą jest, że twój bóg, którego mi głosisz, istnieje, miałżeby on potrzebować cudów, męczenników i proroctw, by ustanowić swe królestwo? A jeśli, jak powiadasz, dziełem jego jest ludzkie serce, to czyż nie tam powinien był on umieścić świątynię swego prawa? Prawa równego dla wszystkich, bo pochodzącego od sprawiedliwego boga? Nieodparcie wyryte byłoby ono we wszystkich sercach, jak świat długi i szeroki; podobni do siebie przez ów organ delikatny i czuły, wszyscy ludzie byliby również podobni sobie przez hołd składany bogu, od którego je otrzymali; wszyscy kochaliby go na jeden tylko sposób, jednakowo czcili i służyli mu, i niemożliwe byłoby tak nie znać owego boga, jak opierać się tajemnemu pociągowi ku jego religii. A zamiast tego, cóż widzę po całym świecie? Co kraj to inne bóstwo, im bardziej różnią się ludzie i ich wyobraźnia, tym więcej sposobów służenia im. I taka wielość przekonań, w której mój wybór jest fizyczną niemożliwością, byłaby, według ciebie, dziełem sprawiedliwego boga? Daj spokój, klecho, obrażasz tylko swego boga, przedstawiając mi go w taki sposób; pozwól mi negować go całkowicie, bo jeśli istnieje, moim niedowiarstwem obrażam go o wiele mniej niż ty swymi bluźnierstwami. Odzyskaj rozum, klecho: twój Jezus nie jest więcej wart od Mahometa, Mahomet od Mojżesza, a wszyscy trzej nie są lepsi od Konfucjusza, który przynajmniej wskazał kilka dobrych zasad, podczas gdy tamci tylko gadali od rzeczy. Na ogół jednak wszyscy ci ludzie to zwykli oszuści; kpił z nich filozof, uwierzył w nich motłoch, a sprawiedliwość powinna była kazać ich powiesić.
KSIĄDZ: Niestety, uczyniła to tylko wobec jednego z nich.
UMIERAJĄCY: Bo też i on najbardziej na to zasługiwał. Był to wichrzyciel, buntownik, oszczerca, szelma, libertyn, prymitywny blagier i niebezpieczny niegodziwiec. Posiadał sztukę oszukiwania ludzi, przez co zasłużył na karę w państwie, do którego należało podówczas królestwo Jerozolimy. Dobrze więc uczyniono, pozbywając się go i jest to być może jedyny przypadek, kiedy moje zasady, nadzwyczaj łagodne i tolerancyjne, mogą uznać surowość Temidy. Wybaczam wszelkie błędy, wyjąwszy te, które mogą okazać się niebezpieczne dla panującej władzy; królowie i ich majestat to jedyne, co mi imponuje i budzi mój szacunek. Kto nie kocha swego kraju, ten nie jest godzien żyć.
KSIĄDZ: Ale w końcu zakładasz przecież, że istnieje coś po tym życiu? To niemożliwe, aby twój umysł nie zechciał nigdy przeniknąć głębi mroków losu, jaki nas czeka: który więc system mógł zadowolić go bardziej niż system ogromu cierpień za życie złe i wiecznych nagród za życie prawe?
UMIERAJĄCY: Który, przyjacielu? System niebytu. Nie napełniał mnie on nigdy przerażeniem, znajduję w nim tylko pociechę i prostotę. Wszystkie inne są dziełem pychy, ten jeden jest dziełem rozumu. Zresztą, ów niebyt nie jest ani straszny, ani absolutny. Czyż nie ma przed oczyma przykładów wciąż nowego i nowego odradzania się natury? W świecie nic nie idzie na marne, przyjacielu, nic nie ginie; dziś człowiek, jutro robak, pojutrze mucha - czyż nie oznacza to ciągłego istnienia? Dlaczego więc mam zostać nagrodzony za cnoty, w których nie ma żadnej zasługi albo ukarany za zbrodnie, którym nie mogłem się oprzeć? Zdołasz pogodzić dobroć twego rzekomego boga z takim systemem? Miał mnie stwarzać po to tylko, by doznać przyjemności ukarania mnie jedynie za wybór, którego nie uczynił mnie panem?
KSIĄDZ: Jesteś panem swojego losu.
UMIERAJĄCY: Tak, zgodnie z twoimi przesądami, ale obala je rozum. System wolności człowieka wymyślono jedynie po to, aby stworzyć system łaski, tak dobrze pasujący do waszych majaczeń. Pokaż mi na świecie jednego człowieka, który, jeśli nie musi popełnić zbrodni, dokona jej, widząc obok siebie zbrodnię i szafot? Pociąga nas jakaś przemożna siła, nigdy nie jesteśmy w mocy skierować się ani na chwilę w inną stronę, jak ku naszym skłonnościom. Wszystkie cnoty są niezbędne dla natury i odwrotnie, nie masz ani jednej zbrodni, której by ona nie potrzebowała; cała jej sztuka polega właśnie na doskonałej równowadze, w której utrzymuje jedne i drugie. Lecz czyż możemy być winni tego, że pchnęła nas akurat w tę, a nie w inną stronę? Nie bardziej niż osa, zapuszczająca żądło w twoją skórę.
KSIĄDZ: Zatem największa ze wszystkich zbrodnia nie powinna w nas budzić żadnej trwogi?
UMIERAJĄCY: Tego nie powiedziałem. By wzbudziła trwogę i odrazę, wystarczy, że potępia ją prawo i każe miecz sprawiedliwości; lecz skoro została już na nieszczęście popełniona, trzeba umieć się z tym pogodzić, miast poddawać się próżnym wyrzutom sumienia. Ich skutek będzie żaden, tak jak nie uchroniły nas od zbrodni, tak nie naprawią jej. Poddawać się więc im jest niedorzecznością, a jeszcze większą spodziewać się kary na tamtym świecie, jeśli tutaj szczęśliwie jej uniknęliśmy. Boże broń, żebym zachęcał tym samym do zbrodni! Trzeba ich oczywiście unikać jak tylko można, lecz należy kierować się przy tym rozumem, a nie fałszywymi obawami, które prowadzą donikąd, a w co nieugiętszej duszy ich skutek szybko zostaje unicestwiony. Rozum, mój przyjacielu, tak właśnie, sam rozum musi przekonać nas o tym, że szkodząc bliźnim nigdy nie staniemy się szczęśliwsi; samo nasze serce musi nas przekonać, że przyczynianie się do szczęścia bliźnich jest najbardziej wzniosła rzeczą, jaką otrzymaliśmy od natury na tej ziemi. W tym jednym słowie zamyka się cała ludzka moralność: uczynić innych równie szczęśliwymi, jakbyśmy sami tego pragnęli i nie wyrządzać im nigdy zła większego niż takie, którego sami gotowi bylibyśmy doznać. Oto, mój przyjacielu, jedyne zasady, wedle których powinniśmy postępować i nie trzeba ani boga, ani religii, by zakosztować ich i je uznać: trzeba tylko dobrego serca. Lecz czuję, klecho, że słabnę. Porzuć swe przesądy, bądź prawdziwym człowiekiem, bez obaw i nadziei. Zostaw swych bogów i religie; to wszystko jest dobre po to jedynie, aby włożyć miecz w ludzkie ręce i już samo imię tych wszystkich okropieństw sprawiło, że na ziemi przelano więcej krwi niż przez wszystkie pozostałe wojny i plagi razem wzięte. Wyrzeknij się mrzonek o tamtym świecie, nie ma go wcale; nie wyrzekaj się tylko rozkoszy życia szczęśliwego. Oto jedyny sposób, w jaki natura pozwala ci przedłużyć twe istnienie... Rozkosz, mój przyjacielu, była zawsze mym najcenniejszym dobrem. Całe życie paliłem jej kadzidła i w jej ramionach pragnę je zakończyć. Mój koniec jest bliski, a czeka tu w sąsiednim gabinecie sześć kobiet piękniejszych niż poranek, które zatrzymałem na tę chwilę; weź i ty swoją część, za moim przykładem postaraj się zapomnieć w ich ramionach o wszystkich pustych sofizmatach twojego zabobonu i głupich błędach hipokryzji.
Przełożył: Marek Baster
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Aniołek
Pomysłodawca forum
Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 489
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ruda Śląska
|
Wysłany: Wto 7:25, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Proponuję wklejać krótsze teksty, bo mało komu chce się to czytać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Wto 11:18, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Proponuję nabrać nieco ogłady, szacunku i... zrozumienia to chyba złe słowo. Nie musisz czytać, niech czytają Ci, którzy potrafią. Dla nich właśnie założyłem ten temat.
Odnośnie refleksji na temat dzieła, widzę, że nikt się nie kwapi, więc zacznę. Twórczość Markiza De Sade ogółem nie wprawia mnie w zachwyt. Jego filozofia polega mniej więcej na przejaskrawieniu i przedstawieniu opacznie roli "zła" (nie lubię stwierdzeń "dobro", "zło", to względne i kojarzy mi się z chrześcijaństwem, dlatego wolę używać zwrotów "właściwy", niewłaściwy") jako czynnika niezbędnego, wręcz cnoty. Dla mnie to chore.
Moim zdaniem nie był to do końca zdrowy człowiek, aczkolwiek w niektórych kwestiach wypowiadał się bądź co bądź mądrze. Kilka argumentów przedstawionych w tym dziele rzeczywiście do mnie trafia, niektóre znałem, a niektóre rozumnie poznałem sam. Czekam na Wasze zdania.
Chciałbym rzec coś jeszcze na temat "sumienia". Otóż, według mnie, żadne sumienie nie istnieje. Nie istnieje żadna siła, która mówiłaby nam, że postępujemy źle. Jeśli zrobimy coś wbrew swoim przekonaniom, jesteśmy tego świadomi. Tylko wtedy nasze niewłaściwe (wobec własnych przekonań) zachowania, a raczej świadomość ich popełnienia, mogą nas męczyć.
Oczywiście zależnie od moralności. Kiedyś kamienowano cudzołożnice i nie widziano w tym nic złego. Nikt nie miał tak zwanych "wyrzutów sumienia". Ba, hańbą było wręcz niedopełnienie obowiązku ukamienowania niewiernej! Ciekawe dlaczego.
A czym ja się kieruję? Staram się nie robić tego, czego ja sam nie chciałbym doświadczyć. To chyba najzdrowsze podejście, przynajmniej moim zdaniem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Catherine
Gość
|
Wysłany: Wto 13:17, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
"Nie wierzysz więc wcale w Boga?"
Hm, widzisz, ja w Boga wierzę.. A ten tekst.. Niby rozumiem, to co czytam, ale nie wszystko do mnie dociera. Ah i nie wszyscy księża tacy oporni są..
|
|
Powrót do góry |
|
|
Krwiożercza Szprotka
30% wtajemniczenia
Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: południe
|
Wysłany: Wto 16:35, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Mnie się czytać chciało. Ba - dałem linka do tego tekstu kilku znajomym.
To co mi się spodobało to zaprzeczeniu ręki Boga w naturalnych procesach natury:
Kod: | UMIERAJĄCY: Czy nie musi zapalić się proch, gdy przyłożyć doń ogień?
KSIĄDZ: Tak.
UMIERAJĄCY: Dostrzegasz w tym jaką mądrość?
KSIĄDZ: Żadnej.
UMIERAJĄCY: Zatem mogą istnieć rzeczy konieczne bez mądrości, a przeto możliwe, że wszystko pochodzi od pierwszej przyczyny, w której nie ma ani rozumu, ani mądrości. |
W dużej mierze miał rację. Z resztą cała biblia sprowadza sie do jednej prawdy - nie krzywdź. Jeśli zmuszony okolicznościami jesteś aby krzywdzić - przede wszystkim chronisz siebie, potem bliskich, potem znajomych itd.
Ot i cała filozofia zawarta na ponad 1000 stron....[/code]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bron
SensZycia.pl :)
Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 878
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:26, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Nie mozna sprowadzic filozofii Biblii do jednego zdania, akurat pisze prace maturalna o Biblii i jej roli w kulturze i wiem, ze Biblia jest wielowatkowa Ksiega, i to chyba wystarczy juz za argument. To, ze jest wielowatkowa uznaja wszyscy - historycy, poeci, teolodzy, badacze pism, zreszta kazdy, kto czyta to zauwazy, chyba, ze swiadomie nie chce tego widziec. Ale z tym nie mozna dyskutowac. Wiec nie mow, ze Biblie mozna sprowadzic do jednego zdania, owszem, mozna powiedziec w jednym zdaniu o czym jest, bo jest o historii zbawienia od upadku do szansy nowego zycia, ale nie mozesz w jednym zdaniu powiedziec, ze Biblia zawiera tylko jedna prawda.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Krwiożercza Szprotka
30% wtajemniczenia
Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: południe
|
Wysłany: Wto 17:32, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Wszystkie prawdy zawarte w bibli składają się na w/w
Piszesz pracę maturalną? Ja byłem kilka lat w ADS więc wiem o bibli dużo. Możliwe że nawet więcej niż Ty. Z całym szacunkiem, rzecz jasna.
Plus dodajmy doświadczenie i wiek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bron
SensZycia.pl :)
Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 878
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:41, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Ooo ciekawe . Mozna wiedziec, czemu juz nie jestes w ADS ?. Na pewno masz racje po czesci, ale sam dobrze wiesz, ze Biblia zawiera wiele innych, cennych prawd, moze Cie troche zle zrozumialem . A ze pisze prace, to tak tylko wspomnialem, ze sie po prostu tym interesuje .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Krwiożercza Szprotka
30% wtajemniczenia
Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: południe
|
Wysłany: Wto 18:40, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Byłem w ADS ponieważ rodzice byli. A ja miałem mało lat. Było to dawno temu ale sporo z tego okresu pamiętam.
Co do innych prawd. Podaj choć jedną i pokaż że nie jest ona odbiciem "niekrzywdzenia innych"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bron
SensZycia.pl :)
Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 878
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:41, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Aha, rozumiem. Hmm inne prawdy. Wiec o to Ci chodzi, ze wszystkie prawdy sa odbiciem tej jednej, teraz rozumiem . Ale to nie znaczy, ze to jest glowne przeslanie Biblii. Biblia raczej mowi jak juz wspomnialem o calym planie zbawienia i historii ludu Bozego na przestrzeni wiekow. A bez watpienia przewija sie tam caly czas watek nie krzywdzenia innych, jednak sadze, ze zbawienie jest wazniejsze w Biblii, bo przeciez dotyczy calego naszego przyszlego zycia .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Krwiożercza Szprotka
30% wtajemniczenia
Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: południe
|
Wysłany: Wto 19:51, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Jedno jest powiązane z drugim. Zakładając, iż Bóg, zbawienie itd istnieją (przypominam, nie jestem wierzącym) to do zbawienia wystarczy... pewien kodeks moralny czy etyczny. Ten z którym się rodzimy a nie pozwalamy aby został zdegenerowany. Kodeks dobra i zła. Zło to krzywdzenie. Dobro to nie krzywdzenie.
Na podstawie tego można udowodnić, że do zbawienia nie trzeba być ani katolikiem czy choćby chrześcijaninem, nie trzeba nawet w zbawienie wierzyć....
Dobre, trzeba przyznać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bron
SensZycia.pl :)
Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 878
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:43, 04 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Ciekawe .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Boman
Wędrowiec
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 405
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:58, 05 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
a ja znalazlem wiele innych prawd w Bibli nie powiazane z tym co piszesz
po pierwsze zbawionym wg mnie mozna byc tylko przez wiare, wiec trzeba byc wierzacym czlowiekiem, bo same czyny duzo nie dadza
czyli kolejną prawdą jest to ze istnieje Bog i nas zbawi przez wiare a nie przez uczynki aby sie ktos nie chlubil
oczywiscie wiesz ze slowo WIARA w Bibli nie jest odpowiednikiem polskiego slowa "wyznaje ze Bog istnieje" tylko ma glebsze przeslanie, bo wiele osob myli pojecie wiary a tego ze wyznaja ze Bog istnieje(bo przeciez szatan takze wyznaje ze Bog istnieje)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 23:12, 05 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: | po pierwsze zbawionym wg mnie mozna byc tylko przez wiare, wiec trzeba byc wierzacym czlowiekiem, bo same czyny duzo nie dadza |
To przypomina mi dyktaturę w Chinach. Inna wiara - wtrącamy do lochu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Krwiożercza Szprotka
30% wtajemniczenia
Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 399
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: południe
|
Wysłany: Czw 7:13, 06 Kwi 2006 Temat postu: |
|
|
Boman - jestem troszke zabiegany ale na dniach zobowiązuję się udowodnić swoje stwierdzenie. Cytatami biblijnymi i czystą logiką. oki?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|